W tym roku karpia z polskich hodowli może być około 30 proc. mniej niż w 2016 roku. Rybacy mieli mniej materiału zarybieniowego na wiosnę. Przyrost ryb był mniejszy przez niesprzyjającą aurę, na dodatek część z nich nie osiągnęła minimalnej wagi handlowej. Poza tym sprzedaż ryb w kraju jest krytycznie niska, w porównaniu do pozostałych krajów Unii Europejskiej.

W Polsce od lat na szczycie sprzedaży znajdują się karpie (m.in. ze względu na okres świąteczny), które warte są około 150- 180 mln zł. To bardzo dobry wynik, podobnym cieszą się Czesi i Niemcy. Jednak opłacalność produkcji karpia spada. By można było mówić w bieżącym roku o opłacalności, producenci musieliby uzyskiwać w hurcie 12–13 zł za kilogram, a to zdarza się, rzadko. Warto sprzedawać ryby do skupu i zyskiwać na kilogramie około 1-1,5 zł. Bardziej rozwinięte stawy hodowlane podpisują kontakty z sieciami handlowymi i mogą liczyć na większy zarobek.

Niestety, coraz większą konkurencję na naszym rynku stanowią ryby importowane. Szacuje się, że nawet 10 proc. karpi sprzedawanych w Polsce pochodzi od naszych południowych sąsiadów.

W kraju  jest ok. 70 000 ha stawów hodowlanych. Niestety od kilku lat liczba ta się nie zmienia. Wszystko ze względu na trudne warunki oraz długie oczekiwanie na pierwsze przychody. Potem, jeśli zapewnią sobie skup, mogą liczyć na zarobek nawet ponad 8 tys. zł miesięcznie.

Jak wskazują właściciele gospodarstw rybackich, główne przyczyny zaniku opłacalności chowu karpi w Polsce to straty ryb  na skutek gwałtownego rozpowszechniania się chorób karpi, brak zapewnienia dostatecznego leczenia ryb przez służby ichtio-weterynaryjne oraz bardzo duży wzrost kosztów żywienia karpi, na skutek zwyżki ponad 2,5-krotnej cen zbóż oraz innych środków produkcji na przestrzeni ostatnich trzech lat. Straty w  pogłowiu ryb są odnotowywane także przez wyjadanie ich przez zwierzęta, głównie kormorany. Na dodatek, w wielu gospodarstwach, brak umiejętnego marketingu sprzedaży karpi.

zywnosc.com.pl
© Materiał chroniony prawem autorskim –  regulamin